Sezon ogórkowy w pełni więc może jakiś temat z nutką humoru (chociaż
niektóre sprawy mogą być pozornie śmieszne)
Proponuje zebranie kolekcji „absurdów administracyjnych”
jakie pokutują w polskich instytutach naukowych i badawczych.
Podam kilka przykładów z własnego podwórka:
- kupuję sprzęt terenowy (GPS, aparat, luneta itp.) albo
inny „mobilny” (np. laptopa) i żeby go wykorzystywać poza terenem instytutu
muszę wyprodukować papier do dyrektora o zgodę na jego użycie poza miejscem pracy
(tutaj pierwsza wątpliwość – co jest miejscem pracy skoro 30- 50% pracy
wykonuje w terenie?), ale to nic, w sumie zrozumiałe – chodzi o to, żeby był
papier, że sprzęt jest użytkowany poza instytutem, jednakże do tego pisma
konieczne jest podanie UZASADNIENIA dlaczego taki sprzęt chcę wykorzystywać
poza miejscem pracy, w sumie to mógłbym się nawigować GPSem po tych kilku
korytarzach w instytucie, robić zdjęcia na zebraniach, pisać artykuł na
laptopie stacjonarnym (można by go przykręcić do biurka jak talerz w „Misiu”), albo
wystawić lunetę przez okno i oglądać gołębie….
- wyjazdy samochodem prywatnym do badań (głównie teren) ze
środków grantowych – do dziś nie rozumiem dlaczego mając na to środki we
własnym grancie muszę co miesiąc występować do dyrektora o zgodę na
wykorzystanie samochodu prywatnego do wyjazdów terenowych finansowanych z tego
grantu, rozumiem, że jak jadę z czyjegoś innego grantu albo ze statutów to
muszę mieć zgodę kierownika projektu/tematu, ale dlaczego kierownik sam musi
mieć zgodę dyrektora na to, i to odrębnie na każdy miesiąc? na zamówieniach
(materiały, aparatura, usługi) widnieje podpis kierownika, a tymczasem na
wyjazd samochodem nie można samemu sobie udzielić zgody?:)
Ciekaw jestem czy podobne zawiłości administracyjne (nie
tylko w powyższych sprawach) istnieją w innych jednostkach?
ŁKajtoch