Gdzie jak gdzie, ale na tym akurat blogu nie można przemilczeć dzisiejszego artykułu prof. Płaźnika w Gazecie Wyborczej (http://wyborcza.pl/1,75476,13860054,Wybitny_naukowiec_do_minister_nauki__Zaciskamy_pasa_.html). Jak znam poetykę tego dialogu „władza – uczeni” to za chwilę ukaże się sążnisty list pani minister, że wszystko jest ok, i to tylko paru nieudaczników narzeka, że nie może się – i słusznie [sarkazm] – odnaleźć w nowych czasach. A potem będzie list 30 uczonych, że wszystko jest cacy. Ja jednak zgadzam się z tezą artykułu, że od mieszania herbata słodsza się nie robi. Wchodzenie w tego typu polemikę jest/będzie stratą czasu. Ale pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę na artykuł opublikowany tego samego dnia (=dziś) w stołecznym dodatku do tej samej gazety wyborczej, dotyczący sytuacji w komunikacji miejskiej (na krawędzi strajku) w Warszawie, w którym znalazłem taką informację: „ średnia pensja na stanowisku robotniczym , np. kierowcy, motorniczego, mechanika, wynosi od 4.4 tys. zł brutto (SKM) do blisko 5 tys. zł brutto (tramwaje warszawskie)”. Ponieważ moja pensja brutto kształtuje się – niezmiennie od tysięcy lat - na poziomie 50% motorniczego, i – jak się zdaje – nie jestem osamotniony w moich problemach z tego wynikających, to mam z tym wszystkim dysonans poznawczy. Nie umiem odpowiedzieć mojemu synowi na pytanie, dlaczego nie jestem motorniczym? Can anybody help me?
Przemek Chylarecki