Wielu znajomych wrzuca to na facebooka, więc wrzucam i ja wraz z moją, chyba nieco inną od moich kolegów, interpretacją. Ale po kolei.
Tegoroczny noblista z fizyki, Peter Higgs, narzeka bardzo na obecny system produkowania publikacji i mówi m.in.: "Today I wouldn't get an academic job. It's as simple as that. I don't think I would be regarded as productive enough". Cały tekst w The Guardian tu:
Wiele osób komentuje te wypowiedzi w takim tonie: mamy beznadziejny system, po co te publikacje, punkty, impakty, przecież sam noblista wam mówi, że jego badania nie byłyby możliwe, gdyby nasz system, funkcjonował w roku 1964. Częściowo oczywiście trzeba przyznać rację tej krytyce i dobrze jest kiedy wszelkie przegięcia są wyciągane na światło dzienne, a niesprawność systemu jasno pokazana celem jego weryfikacji. Ale taka interpretacja jest dość naiwna i ma kilka słabych punktów:
1. Żeby wiarygodnie porównać sprawność systemu kiedyś i dziś powinniśmy wiedzieć ilu innych "Higgsów" nie odkryło swojego "bozonu" ponieważ system panujący w roku 1964 ich blokował. Wiemy, że obecnie Higgs nie miałby szans, ale czy wiemy ilu geniuszy nie miało szansy w roku 1964? Oczywiście nie! W roku 1964 także obowiązywał jakiś system, który filtrował "kandydatów na noblistę" i część z nich odrzucał. To, że Higgs nie miałby szans dziś nie jest wcale dowodem, że kiedyś było lepiej.
2. Pytanie bardziej ogólne - czy nauczeni przykładem Higgsa, powinniśmy rezygnować ze stosowanych obecnie kryteriów oceniania i filtrowania naukowców (np. publikacje) by przypadkiem nie zastopować kariery współczesnego Higgsa, który jest dziś dopiero studentem/doktorantem? Da ktoś gwarancję, że taki ruch nie przyniesie nam więcej szkody niż pożytku? Pomyślcie koleżanki i koledzy co się stanie w wyniku takiego "uwolnienia" - ocalimy "Higgsa" ale przy okazji wpuścimy tych odrobinę mniej zdolnych... Idźmy dalej - powołującym się na przykład Higgsa warto przypomnieć, że autorzy tekstu opisują go jako człowieka, który "never sent an email, browsed the internet or even made a mobile phone call".
Widać więc, że poszukiwania potencjalnego noblisty powinny zatoczyć
szerszy krąg - ciekaw jestem jaka lekcja dla konstruowania systemu idealnego płynie z faktu, że
noblista nie korzysta z internetu?
3. Pokrzepieni wsparciem noblisty widzimy już w wyobraźni świat idealny, w którym nie ma punktów, sprawozdań,
dorobku, ocen, każdy pracuje jak i ile chce, powstają jak grzyby po
deszczu nowe odkrycia, przełomowe badania... To oczywista utopia, jakiś system filtracji musimy mieć z tego prostego powodu, że zasobów jest zdecydowanie za mało, by obdarować nimi wszystkich chętnych do robienia nauki (choćby skromnym wynagrodzeniem, o odczynnikach i komputerze nie wspominając). Więc panie i panowie krytykanci, stawiam pytanie - co proponujecie? Według jakiego klucza chcecie rozdawać środki - mam nadzieję, że nie każdemu według potrzeb?!
michał żmihorski