Czytam książkę amerykańskiego makroekonomisty, noblisty z 1976, Miltona Friedmana, a także drugą - o Miltonie Friedmanie. Lektura ta zmotywowała mnie do rzucenia tematu opłat za studia w Polsce. Temat chyba nigdy nie pojawiał się tu u nas, a przecież jest ważny i bezpośrednio dotyczy wielu problemów, które były na blogu poruszane dotychczas.
Coraz wyraźniej dostrzegam szereg wad tego systemu, który mamy obecnie. Trzy punkty:
1. Darmowe szkolnictwo wcale nie jest darmowe! Tak jak nie ma darmowych minut - po prostu płacimy za nie w abonamencie (więcej szczegółów TU), tak edukacja też nie jest darmowa, bo pracownicy uniwersytetu nie są wolontariuszami, budynki zimą nie ogrzewają się same itp. Po prostu płacimy za to wszystko wspólnie, na przykład pijąc piwo (akcyza). Jednak czy może sprawnie działać system, w którym klient (student) płaci sprzedającemu (profesorowi) za towar (wiedzę) za pośrednictwem plantatora chmielu na Lubelszczyźnie??? Oczywiście nie może - dlatego poziom uczelni wyższych w PL jest bardzo słaby (odsyłam do ostatniego rankingu światowego).
2. Myślę również, że darmowa edukacja paradoksalnie jest... bardzo droga! Dowód: ilu pośredników po drodze wykarmi ta akcyza z piwa zanim pieniądze trafią do kieszeni sprzedającego (profesora)? Wielu - urzędy skarbowe, ministerstwa, kwestury, księgowości itp., a na każdym "poziomie troficznym" następuje utrata energii, to chyba oczywiste, że w ministerstwach nie pracują wolontariusze. Skrócenie tej drogi (w przenośni: ominięcie plantatora chmielu) w oczywisty sposób pozwoli zaoszczędzić kupę forsy.
3. Po trzecie i najważniejsze - system bezpośredniego zakupu towaru jest wg. Friedmana systemem, w którym sprzedający jest najbardziej zmotywowany by dostarczyć towar najwyższej jakości - inaczej nic nie sprzeda. Kupujący natomiast kupuje to, czego potrzebuje - to przecież kupujący wie jak najkorzystniej wydawać swoje pieniądze, nie pani w ministerstwie. Ja nie "kupiłbym" wykładu, na którym pani prowadząca od 15 już lat myli mewę z rybitwą (wydział biologii UW). Niestety, byłem zmuszony go "kupić", bo pieniądze płacę pijąc piwo, a z prowadzącą rozlicza się w moim imieniu ministerstwo...
michał żmihorski