Na wstępie powtórzę to co zwykle - że według mnie NCN zmienia naukę w Polsce na lepsze, pracujący tam ludzie wykonują kawał dobrej i często niewdzięcznej roboty i generalnie trzymam kciuki za Centrum. Tym bardziej więc nie mogę przejść bez komentarza nad ostatnimi publikacjami prasowymi związanymi z "aferą wrocławską". Przerażające są doniesienia prasowe dotyczące skali i sposobu działania mechanizmu przechwytywania środków na naukę. Nawet nie chodzi o miliony które już wyciekły bokiem z systemu - chodzi o to, że system jest "nieszczelny" z definicji. Ale po kolei.
Cały tekst tutaj:
Cały tekst tutaj:
a na szybko cytaty:
"<<spółdzielnię>> tworzyć ma kilku, a może kilkunastu, najbardziej
utytułowanych naukowców z dziedziny informatyki, automatyki i
programowania, którzy wzajemnie wspierają się przy staraniach o
pieniądze: pozytywnie opiniują składane wnioski. [...] Ze względu na swój naukowy dorobek wszyscy wchodzili w skład zespołów
ekspertów, tzw. paneli zajmujących się dzieleniem grantów Narodowego
Centrum Nauki"
i dalej:
"Składane do konkursów wnioski oceniane
są przez 20 ekspertów, których nazwiska są tajne. Członkowie
"spółdzielni" jednak je znali, co pozwalało im docierać do owych
ekspertów i wpływać na nich [...] niemal w każdej kolejnej edycji sami wchodzili w skład takich
zespołów, mieli więc bezpośredni wpływ na ich ocenę i mogli sterować:
kto dostanie pieniądze, a kto odpadnie już na starcie"
i jeszcze to:
"co najmniej trzech członków <<spółdzielni>> pełniło w ostatnim czasie funkcje przewodniczących paneli w różnych konkursach. Dzięki temu mieli bezpośredni wpływ na to, który wniosek o grant otrzyma dofinansowanie. Jak twierdzi jeden z naszych rozmówców, na swoje potrzeby wynajęli nawet mieszkanie w Warszawie, by z dala od wścibskich oczu ustalać treści recenzji poszczególnych wniosków o granty."
"co najmniej trzech członków <<spółdzielni>> pełniło w ostatnim czasie funkcje przewodniczących paneli w różnych konkursach. Dzięki temu mieli bezpośredni wpływ na to, który wniosek o grant otrzyma dofinansowanie. Jak twierdzi jeden z naszych rozmówców, na swoje potrzeby wynajęli nawet mieszkanie w Warszawie, by z dala od wścibskich oczu ustalać treści recenzji poszczególnych wniosków o granty."
I teraz kilka słów ode mnie:
powyższy przykład pozwala sądzić, że NCN popełnia błąd zostawiając panelistom tak wiele do powiedzenia w sprawie przyznawania grantów. W kraju, w którym nauka przez szereg lat była niedofinansowana, a kadra naukowa żyła (i częściowo nadal żyje) na głodowych pensjach, tak duże pole subiektywnej oceny przy rozdawaniu setek milionów może być wykorzystywane w ten właśnie sposób. Myślę, że jeśli NCN chce poprawić system finansowania nauki w Polsce, to najważniejszym zadaniem jest ograniczanie subiektywizmu przy rozdawaniu pieniędzy! Obecnie dorobek kierownika - czyli jedyny twardy fakt jakim dysponuje panel - ma niewielkie znaczenie i panel może robić co chce (czyli nie dać osobie z dużym dorobkiem, a przyznać komuś z zerowym, co z resztą często ma miejsce). W efekcie dochodzimy do absurdu - powstał system, w którym finansowanie publikowania (bo do tego, upraszczając, się sprowadza nasza działalność naukowa) opiera się nie na umiejętności publikowania, lecz na umiejętności deklarowania publikowania! Osoba, która publikuje przegrywa z osobą która umie ładnie deklarować, że coś opublikuje, mimo, że tego nie robi. A że estetyczna ocena deklaracji jest subiektywna i niemierzalna, to mamy efekt w postaci spółdzielni.
Zwróćmy uwagę, że cały przekręt ze spółdzielniami opiera się właśnie na subiektywnej ocenie grantu: "Dzięki temu mieli bezpośredni wpływ na to, który wniosek o grant otrzyma dofinansowanie". To oznacza, że subiektywna opinia członka panelu ma na tyle duży wpływ, że spółdzielni opłaciło się nawet wynajęcie mieszkania w Warszawie, by podnieść komfort pracy "swoich" panelistów! Przecież gdyby ocena w panelach opierała się faktycznie na jakości projektów i dorobku naukowym, to spółdzielnie nie miałyby prawa istnieć - co mógłby zdziałać taki panelista-oszust, gdyby grant przyznawano rzeczywiście za jakość pomysłu i osiągnięcia naukowe zespołu? Oczywiście nic! Cała akcja była możliwa, gdyż system nie działa w pełni zgodnie z założeniami i dopuszcza zupełne ignorowanie przez panelistów dorobku kierownika i jakości projektu. Gdyby spiąć finansowanie bardziej sztywno z dorobkiem kierownika, mierzonym twardymi parametrami, to spółdzielnie nie miałyby prawa bytu. Ale tego nikt nie zrobi, bo byłaby to "głupia pogoń za impaktem i cytowaniami", a to, jak wiadomo, jest dla nauki w tym kraju największym zagrożeniem! Przecież ktoś, z chęci marnego zysku, mógłby podstępem opublikować w dobrych czasopismach dużo dobrze cytowanych prac i wtedy - mając odpowiednie wskaźniki - mógłby wyciągnąć łapy po pieniądze na naukę...
Zwróćmy uwagę, że cały przekręt ze spółdzielniami opiera się właśnie na subiektywnej ocenie grantu: "Dzięki temu mieli bezpośredni wpływ na to, który wniosek o grant otrzyma dofinansowanie". To oznacza, że subiektywna opinia członka panelu ma na tyle duży wpływ, że spółdzielni opłaciło się nawet wynajęcie mieszkania w Warszawie, by podnieść komfort pracy "swoich" panelistów! Przecież gdyby ocena w panelach opierała się faktycznie na jakości projektów i dorobku naukowym, to spółdzielnie nie miałyby prawa istnieć - co mógłby zdziałać taki panelista-oszust, gdyby grant przyznawano rzeczywiście za jakość pomysłu i osiągnięcia naukowe zespołu? Oczywiście nic! Cała akcja była możliwa, gdyż system nie działa w pełni zgodnie z założeniami i dopuszcza zupełne ignorowanie przez panelistów dorobku kierownika i jakości projektu. Gdyby spiąć finansowanie bardziej sztywno z dorobkiem kierownika, mierzonym twardymi parametrami, to spółdzielnie nie miałyby prawa bytu. Ale tego nikt nie zrobi, bo byłaby to "głupia pogoń za impaktem i cytowaniami", a to, jak wiadomo, jest dla nauki w tym kraju największym zagrożeniem! Przecież ktoś, z chęci marnego zysku, mógłby podstępem opublikować w dobrych czasopismach dużo dobrze cytowanych prac i wtedy - mając odpowiednie wskaźniki - mógłby wyciągnąć łapy po pieniądze na naukę...
michał żmihorski