Kolejny odcinek z serii "Nie ma pieniędzy w budżecie, więc tniemy koszty gdzie się da". Ministerstwo Nauki nie będzie dłużej finansować wydawania czasopism naukowych. Taka informacja pojawiła się m.in. tutaj:
a w tutaj można posłuchać audycji radiowej na ten temat:
Mój komentarz, kilka punktów:
1. Działania MNiSW sprawiają wrażenie kompletnego chaosu, bo jeszcze kilka lat tamu duży strumień środków był przeznaczony na umiędzynarodowienia polskich czasopism. Było to o tyle absurdalne, że dotyczyło czasopism z definicji lokalnych. Ale ok, kto bogatemu zabroni. Tymczasem teraz nie ma środków nawet na wydawanie tych najlepszych, ukazujących się po angielsku od dziesięcioleci i zajmujących niezłe pozycje na liście filadelfijskiej.
2. To co mówi minister Ratajczak w materiale radiowym jest zupełnie nielogiczne (w skrócie): po wnikliwej analizie [sorry, ale już widzę wnikliwość tej analizy...] ustalono, że w Polsce ukazuje się dużo czasopism, w tym słabe, więc postanowiliśmy zabrać pieniądze wszystkim, bo teraz jest ważny open access...
Czyli zamiast obciąć finansowanie słabych , to tak jak kiedyś dawaliśmy wszystkim, teraz zabieramy wszystkim.
3. Koszty funkcjonowania redakcji niezłego czasopisma w PL są śmiesznie małe - jest to kilkadziesiąt tysięcy złotych, razem z drukiem i zapewnieniem jakiegoś symbolicznego wynagrodzenia redakcji. Na serio nie stać Państwa Polskiego na 40-50tys.zł/rok, żeby czasopismo, które ukazuje się od kilkudziesięciu lat, nadal mogło się ukazywać? Znam dość dobrze sytuację czasopism wydawanych w MIZ PAN - są to czasopisma niezłe, np. "nasze" (byłem w redakcji) Acta Ornithologica (wyd. od 1933) zajmuje całkiem poważną pozycję wśród czasopism ornitologicznych, podobnie jak bardziej zorientowane na taksonomię Annales Zoologici (1951) wśród światowych czasopism taksonomicznych. Coś naprawdę mocno szwankuje w zarządzaniu nauką, jeśli mierna jednostka może dostać 100 milionów na nowe laboratoria ze szkła i stali, a naprawdę dobre czasopisma z kilkudziesięcioletnią tradycją nie mają kilku tysięcy miesięcznie na funckjonowanie.
4. Jak to jest, że do redakcji tych polskich czasopism zgłasza się Springer, Versita czy inni wydawcy z ofertami współpracy, z forsą na pokrycie wszystkich kosztów, byle tylko je przejąć, a polskie Ministerstwo Nauki uznaje (po wnikliwej analizie!), że dalsze ich utrzymywanie jest nieopłacalne. Równocześnie to samo Ministerstwo płaci grubą forsę z budżetu (ktoś wie jaką?) zagranicznemu wydawnictwu Springer, by zapewnił Open Access autorom z afiliacją z PL... Czy to jest rozsądne, żeby zamiast podtrzymywać wydawanie np. Acta Chiropterologica Ministerstwo woli opłacić O.A. w Impaktowo gorszym Eur. J. WIldlife Res. ??? Nie jestem oczywiście zwolennikiem jakiejś nauki narodowej, ale to co się dzieje przeczy zdrowemu rozsądkowi. Tym bardziej, że metaanalizy nie wykazują żadnego efektu Open Access na cytowalność.
5. Rozbawił mnie komentarz w materiale radiowym, w którym jeden z uczestników uzasadniając Open Access powiedział, że zapewni to dostęp również "w małych wsiach na polskiej prowincji". Otóż proponuję w małych wsiach na prowincji zapewnić najpierw jako taką opiekę medyczną i autobus szkolny, by dzieci nie musiały wstawać o 5 rano jak obecnie, bo jest jeden na całą gminę, a dopiero potem dostarczymy rolnikom, drwalom i pilarzom dostęp do Biostatistics, by mogli sobie poczytać o najnowszych zastosowaniach łańcuchów Markowa... Naprawdę, priorytety są zdecydowanie inne, a Open Access to po prostu pompowanie ogromnych środków z budżetu zagranicznym koncernom wydawniczym.
Na zakończenie, odpowiedź ministra Ratajczaka na pytanie o to, jak teraz będzie wyglądało wydawanie czasopism: "tak samo jak w tej chwili, tylko że nie ma szerokiego strumienia [finansowania]"
michał żmihorski