środa, 1 marca 2017

Kolejny front ministra Gowina

Powstaje kolejna rządowa agencja (z budżetem 180-250mln) mająca nam pomóc w rozwoju naukowym. Tym razem walka odbywać się będzie na froncie umiędzynarodawiania - żeby polskie uniwersytety były lepsze muszą uczestniczyć w wymianie studentów, nie możemy zamykać się w naszym własnym środowisku. Jest to oczywiście stwierdzenie prawdziwe, ale sposób dążenia do tego celu jest "tradycyjnie zły", podobnie jak wiele innych inicjatyw tego (tego to może akurat najmniej) i poprzednich ministrów. Odbywa się on według starego schematu: nie stymulujemy potrzeby umiędzynaradawiania, lecz nakazujemy określone jego objawy. By ująć rzecz przenośnią: nie promujemy ludzi oczytanych, lecz wprowadzamy nakaz kupowania książek. Nie oddziałujemy na źródło problemu, lecz walczymy z objawami choroby. Tak samo jest w walce z wieloetatowością, w walce ze słabymi uczelniami, itd., itd. i piszę o tym tutaj od dawna. 

W szerszym kontekście jest to objaw chorobliwej wręcz wiary w moc słowa pisanego. Skoro minister powoła agencję, która w statucie będzie miała zapis o "wspieraniu uczelni" to z pewnością będzie wspierać uczelnie - przecież tak jest napisane, popatrzcie na statut! Przykre jest, że wiele osób również z naszego środowiska szczerze wierzy, że efekty tych działań będą faktycznie zgodne z deklarowanymi. Przypomnijmy sobie jednak ile już takich agencji powstało? A jak wypadliśmy w ostatnim rankingu międzynarodowym? Znowu spadek o kilkadziesiąt miejsc w dół... Może zatem powołać agencję ds rankingów, która będzie wspierać i doradzać uczelniom, organizować szkolenia...?

PAP podaje, że Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej – wyspecjalizowana agencja rządowa - ma zacząć działać od 1 stycznia 2018 r. Do jej zadań będzie należeć m.in. wspieranie uczelni w działaniach na rzecz umiędzynarodowienia 

oraz

"Bardzo chciałbym, aby agencja stała się instrumentem odwrócenia drenażu mózgów poprzez ściągniecie do Polski jak najwięcej spośród 35 tys. polskich naukowców pracujących poza granicami kraju i jak najliczniejszej liczby naukowców z zagranicy" zadeklarował szef resortu nauki.


Jeśli minister Gowin na serio traktuje swoje deklaracje o umiędzynarodawianiu i ściąganiu ludzi z zagranicy, to bardzo wątpię, by zatrudnianie kolejnych urzędników i wydawanie na nich pieniędzy budżetowych (a więc pogłębianie zadłużenia państwa, bo budżet jest mocno deficytowy) cokolwiek w tej sprawie poprawiło. Głównym problemem jest stara i niekompetentna kadra uniwersytetów i PANu, która trzyma się kurczowo swoich stołków (tym mocniej się trzyma, im mniejsze ma osiągnięcia naukowe) i decyduje o finansach i działaniu uczelni. Efektem rządów starej kadry jest też rozrost biurokracji i wszechwładza personelu technicznego. Przez to nie ma miejsca na powroty z zagranicy, a już z pewnością nie ma miejsca na normalne robienie nauki, jeśli ktoś nierozważnie zdecydowałby się na taki powrót. Jeśli minister Gowin chce pomóc powracającym, to niech pomoże we wprowadzaniu uczciwych konkursów i niech przeforsuje coroczną, twardą i obiektywną ocenę pracowników naukowych w całej Polsce, z surowymi konsekwencjami dla leniwych. Po prostu niech płaci za efekty, wtedy środowisko samo się oczyści z osób, które nic nie robią. Ale tego nie zrobi, bo - moim zdaniem - opór środowiska akademickiego (a więc tych wszystkich przyspawanych do stołków, głównych beneficjentów systemu) zmiótłby go z ministerialnego stanowiska. Więc zamiast tego powołuje agencje.

Michał Żmihorski