W normalnym kraju, na pojawiające się pytanie o zarządzania zasobami przyrodniczymi typu: jak rozwiązać problem powodzi, co zrobić z gradacją kornika, lub ile saren mogą zastrzelić myśliwi, pytające spojrzenia opinii publicznej kierują się w stronę osób kompetentnych w danej dziedzinie. Osobami tymi są - przypomnę: mówimy o normalnym kraju - naukowcy, którzy korzystając ze swojej wiedzy potrafią wskazać optymalne rozwiązania (w końcu za to im płaci podatnik), a w każdym razie znacznie lepsze niż wskazałby przeciętny obywatel. Obywatele i administracja ma do nich zaufanie, oni sami, świadomi odpowiedzialności, starają się doradzać zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą.
W Polsce jest inaczej z dwóch powodów:
1. W Polsce stopnie i tytuły naukowe nosi ogromna rzesza kompletnych nieuków i ignorantów, którzy uniwersytetu nie powinni oglądać nawet na zdjęciach. Mają szczątkowy dorobek, nie czytają, nie wiedzą prawie nic, ale mają tytuły profesorów, doktorów, robią habilitacje, pracują na uczelniach i w PAN. Na taki stan rzeczy składa się historyczny (nie matura lecz chęć szczera...) i obecny (dziurawe sito CK) system awansu naukowego. Środowisko
naukowe toleruje osoby niekompetentne w swoich szeregach,
przepycha je przez ocenę na radach naukowych, pomaga awansować, "bo pani Basia, tyle lat pracowała" itd. Dodatkowo różne "wyższe szkoły psychologii i łowiectwa" stale dorzucają kolejnych "doktorów". W efekcie, wiele osób formalnie posiadających wszystkie atrybuty (stopnie, zatrudnienie) uprawniające do zabierania głosu w sprawach wymagających opinii eksperta, ekspertami nie jest.
2. Dziennikarze i administracja państwowa nie potrafią ocenić kompetencji potencjalnych kandydatów do zajęcia stanowiska w danej sprawie, nie potrafią odróżnić profesora prawdziwego od "profesora na niby". Więc często proszą o opinię tego drugiego. Sytuację pogarsza fakt, że chęć zabrania głosu w dyskusji i pewność siebie z jaką dyskutant orzeka w danej sprawie, są odwrotnie proporcjonalne do dorobku naukowego i faktycznej jego wiedzy. Praca naukowa jest czasochłonna i uczy pokory, więc pseudonaukowcy od tych obciążeń uwolnieni i szukający okazji do podbudowania swojej pozycji (słabej z powodu znikomego dorobku) chętnie korzystają z zaproszeń do zasiadania w różnych komisjach, radach doradczych, komitetach opiniotwórczych, a także przed kamerami/mikrofonami telewizji i radia, w których nie boją się dużo i stanowczo wypowiadać.
W efekcie mamy bazar zamiast merytorycznej debaty i kto głośniej wrzeszczy, odnosi sukces. Puszcza Białowieska jest tu dobrym
przykładem - media przedstawiają prof. Jana Szyszko jako "cenionego na
świecie naukowca", podczas gdy jego dorobek naukowy widoczny w
Scopus (14 prac, 116 cytowań) jest
kilkunastokrotnie niższy niż osób, które się z nim nie zgadzają (np.
prof. Wesołowski). Ale obaj są profesorami, co laika prowadzi do błędnego wniosku o równej wadze ich opinii. Tak
samo jest w innych przypadkach. Zarządzanie ryzykiem powodziowym,
lokalizacja farm wiatrowych, leśnictwo, łowiectwo, rozdzielanie funduszy na ochronę przyrody - w tych dziedzinach królują pseudoeksperci, a ich opinie prowadzą do szkodliwych (pod względem kosztów, efektywności wykorzystania zasobów, szkodliwości przyrodniczej) rozwiązań.
Obserwując to dochodzę do następującego wniosku i proszę czytelników o krytyczną jego weryfikację: środowisko naukowe,
któremu zależy na bazującym na wiedzy zarządzaniu zasobami
przyrodniczymi musi oczyścić merytoryczną debatę z
pseudonaukowców i jest na to tylko jedna metoda: kryterium dorobku naukowego mierzonego twardymi wskaźnikami.
Wobec inflacji stopni i tytułów jedynym w miarę obiektywnym kryterium, które powinniśmy rozpowszechniać w debacie publicznej, reklamować, uświadamiać jego wagę i ciągle o nim przypominać, jest zatem dorobek naukowy. Przede wszystkim publikacje w dobrych czasopismach, cytowania, kumulowany IF. Scopus, Research Gate i GoogleScholar - powszechnie dostępne, łatwo można każdego sprawdzić i wszystkim, którzy nie mieli chęci lub okazji do robienia nauki, stanowczo podziękować. Nie masz publikacji w For Ecol manage lub Biol Conserv? To nie jesteś ekspertem i nie zabieraj głosu w sprawie Puszczy! W
grupie "odfiltrowanych" mogą się zdarzać osoby wybitne (=bez
dorobku ale z dużą wiedzą) ale trzeba je poświęcić
jeśli mamy wyjść z poziomu bazaru! Nie możemy dopuszczać do sytuacji, w której jakiś człowiek, który w podejrzany sposób zdobył tytuł i diabli wiedzą jakim cudem przez tyle lat utrzymał się na stołku w PAN/uczelni, opiniował oddziaływanie wielkoskalowych inwestycji lub tworzył zalecenia odnośnie strategii zarządzania zasobami przyrodniczymi. Kryterium dorobku odsiewa 95% tych leśnych dziadków i zwykłych manipulatorów, porównujących Puszczę Białowieską do pola ziemniaków, czy uzasadniających swoim autorytetem, że "ptaki złapiemy i przeniesiemy w inne miejsce, więc spokojnie można budować" itd. Oczywiście nadal będą spory, ale ta najgorsza frakcja kierująca się zasadą "nie znam się, więc się wypowiem" zostanie zmarginalizowana.
Kryterium głupie i niedoskonałe, ale mamy coś innego?
Michał Żmihorski
Kryterium głupie i niedoskonałe, ale mamy coś innego?
Michał Żmihorski