Przy okazji licznych wcześniejszych dyskusji o NCNie, grantach ERC, TEAM i innych, przewijał się ciekawy wątek, który chciałbym podnieść do rangi osobnego postu, bo temat ten "chodzi za mną" już od dawna. Mam na myśli o pytanie znane każdemu ekologowi: Single Large or Several Small w odniesieniu do finansowania nauki.
Można przypuszczać, że produktywność (rozumiem przez produktywność naukowy output, czyli publikacje ważone ich jakością) przeciętnej złotówki wydanej na granty naukowe przez polskiego podatnika jest nieliniową funkcją przeciętnej wielkości grantu. Ekstremalne rozdrobnienie finansowania na mikroprojekty (=Several Small) będzie skutkowało relatywnie ogromnymi kosztami obsługi systemu grantowego, dofinansowywaniem projektów słabych i niemożnością zrealizowania bardziej kosztownych zadań badawczych w żadnym z nich. Z kolei kumulacja środków i przyznawanie całej puli środków na najlepszy mega-projekt (= Single Large) również powoduje wiele niepożądanych efektów: świetne projekty, ale nieco słabsze niż ten najlepszy, nie będą realizowane, z kolei zwycięzca konkursu być może nie będzie umiał/chciał odpowiednio wykorzystać tak znacznych funduszy, pojawi się rozrzutność, marnowanie części środków itp. Większość osób pewnie zgodzi się, że te ekstremalne scenariusze nie są najlepszym pomysłem i że model optymalny leży gdzieś pomiędzy nimi. Pytanie jakie powinni sobie nieustannie zadawać zarządzający środkami na badania brzmi: "jak daleko jesteśmy od optimum i w którą stronę?" (robią to?)
O co konkretnie chodzi:
przeglądając dorobek znanych labów, bardzo dobrze (jak na nasze warunki) finansowanych, odnoszę wrażenie, że wcale nie produkują tak dużo i wysoko, jak moglibyśmy tego oczekiwać bazując na wiedzy o ich finansowaniu. Owszem, grupy te (składające się z ~10 osób) publikują dobre prace, publikują ich dużo (najczęściej coś koło 10-15 rocznie, w tych które sprawdzałem) i sumaryczny dorobek takiej grupy robi wrażenie. Ale gdy przyjrzymy się bliżej i uwzględnimy koszty, sprawa się komplikuje. Na przykład, jedna grupa, którą sprawdziłem ma ok 15 prac, w tym świetne, ale średnia punktacja jednej pracy to... ~25 pkt MNiSW. Czyli jest to punktacja, którą ma European Journal of Entomology albo Bird Study. Fajne pisma, no ale... Dużo to, czy mało? Odpowiadając na to pytanie trzeba pamiętać, że grupy te najczęściej mają non stop po kilka dużych grantów NCN, do tego często jakieś granty FNP, stypendia ministerialne, granty na zakup sprzętu, dobrze wyposażone laby do dyspozycji, całą infrastrukturę i pewnie jeszcze jakieś inne środki. Więc ich produktywność, w przeliczeniu na jeden etat i złotówkę wydaną z kieszeni podatnika, wcale nie rzuca na kolana. Nie chcę tu wymieniać konkretnych grup, bo nie chodzi o personalia (i proszę tego nie robić w komentarzach), lecz o ogólną zasadę - popatrzcie proszę sami kto i co pisze i zobaczcie na zakładkę "granty" (często są wypisane w oddzielnych zakładkach, na stronach takich zakładów). Równocześnie znam ludzi albo grupy, które nie otrzymują zbyt wielkiego dofinansowania, lub nie otrzymują grantów wcale, a jednak robią całkiem niezłą naukę. Oczywiście nie z takim rozmachem jak ludzie z grupy pierwszej, ale pamiętajmy o skrajnie różnych warunkach finansowych w obrębie tych dwóch grup. W przeliczeniu na złotówkę wydaną z kieszeni podatnika w postaci grantów, okazuje się, że ci niedofinansowani robią naukę praktycznie gratis. Znowu nie chcę pokazywać palcem - przypuszczam, że każdy znajdzie w okół siebie takie osoby. Oczywiście jest też cała masa sytuacji przeciętnych, z także słabo finansowanych grup, które robią bardzo mało lub nic.
I tutaj chciałbym postawić, na potrzebę dyskusji, roboczą hipotezę, że obecnie realizowany model jest zbytnio przesunięty w stronę Single Large. Zbytnio, czyli duże projekty są nieproporcjonalnie duże, przez co pieniądze nie są wykorzystywane optymalnie, a naukowcy pracujący w tak dofinansowanych grupach "dostają za dużo" jeśli przyjmiemy, że efektywność naukowa ma decydować o finansowaniu. Nie mam pewności, że tak jest; to raczej przypuszczenie - nie mam twardych dowodów, a jedynie obserwacje kilku zespołów i osób pracujących w różnych warunkach finansowych. Ale bardzo chciałbym, by agencje finansujące badania w Polsce zainteresowały się tym problemem. Jesteśmy niezbyt bogatym krajem, mamy duży i wciąż pogłębiający się dług publiczny, więc takie pytania o optymalizację wykorzystania skromnych zasobów powinny być normą, a nie domeną blogosfery. I proszę tego nie utożsamiać z ideą "każdemu po równo" której jestem jak najbardziej przeciwny - gdyby z takiej analizy optymalizacyjnej wyszło, że duże laby powinny dostać jeszcze więcej, to jestem za. Chodzi mi po prostu o zastanowienie się nad tym problemem optymalizacji.
I tutaj chciałbym postawić, na potrzebę dyskusji, roboczą hipotezę, że obecnie realizowany model jest zbytnio przesunięty w stronę Single Large. Zbytnio, czyli duże projekty są nieproporcjonalnie duże, przez co pieniądze nie są wykorzystywane optymalnie, a naukowcy pracujący w tak dofinansowanych grupach "dostają za dużo" jeśli przyjmiemy, że efektywność naukowa ma decydować o finansowaniu. Nie mam pewności, że tak jest; to raczej przypuszczenie - nie mam twardych dowodów, a jedynie obserwacje kilku zespołów i osób pracujących w różnych warunkach finansowych. Ale bardzo chciałbym, by agencje finansujące badania w Polsce zainteresowały się tym problemem. Jesteśmy niezbyt bogatym krajem, mamy duży i wciąż pogłębiający się dług publiczny, więc takie pytania o optymalizację wykorzystania skromnych zasobów powinny być normą, a nie domeną blogosfery. I proszę tego nie utożsamiać z ideą "każdemu po równo" której jestem jak najbardziej przeciwny - gdyby z takiej analizy optymalizacyjnej wyszło, że duże laby powinny dostać jeszcze więcej, to jestem za. Chodzi mi po prostu o zastanowienie się nad tym problemem optymalizacji.
Jestem bardzo ciekaw Państwa zdania na ten temat, gdyż sam nie rozpoznałem tematu rzetelnie i mam szereg wątpliwości z nim związanych, ale równocześnie wydaje mi się on ważny.
Michał Żmihorski
PS na serio proszę nie pisać o konkretnych osobach!