środa, 27 czerwca 2018

Lekarstwo gorsze od choroby?

Ustawa 2.0 wygląda coraz gorzej po udoskonaleniach w różnych komisjach sejmowych. W sumie będzie pewnie tak, jak wielu z nas przewidywało: zostaną z tego kosmetyczne zmiany; z wielkiej chmury mały deszcz. Ale moją uwagę zwraca ostatnio co innego; postulaty różnych grup protestujących przeciwko tej ustawie. Coraz bardziej dostrzegam tam oderwane od realiów wizje, czym powinien być Uniwersytet, kto powinien płacić za to i jakimi kryteriami się kierować. Tu próbka, z moimi komentarzami:

"Ustawa 2.0 wyrasta z dobrze znanej nam wizji świata, której efektów – jako młode badaczki – doświadczamy na co dzień. To wizja, zgodnie z którą naczelnym kryterium oceny naszego życia jest wydajność, skuteczność..."
MŻ: faktycznie, to skandal, że od siedzących na państwowych posadach badaczek wymagana jest "wydajność i skuteczność". To niedopuszczalny ucisk tej - chciałoby się użyć znanego sformułowania - zupełnie nadzwyczajnej kasty ludzi: dotychczas badaczki w ogóle nie były oceniane i po prostu miały zagwarantowaną forsę ściąganą po przymusem od podatników, ponieważ sam ich - badaczek - geniusz był wystarczającym uzasadnieniem finansowania. A teraz jakaś wydajność, skuteczność...

"Z perspektywy osób, których potrzeby są lekceważone przez nową ustawę, dużo wyraźniej widać, jaki jest typ badacza faworyzowanego przez ten projekt. To naszym zdaniem osoba za wszelką cenę dążąca do maksymalizacji swoich osiągnięć: pracująca bez wytchnienia, posiadająca zaplecze finansowe niezbędne do tego, by poświęcić się pracy badawczej, a także zasoby, by podjąć ryzyko niepewnego zatrudnienia w świecie nauki"
: badacz maksymalizujący swoje osiągnięcia chyba rzeczywiście nie przystaje do wizji Uniwersytetu bliskiego protestującym. Niepewne zatrudnienie w świecie nauki też jest złe - zdecydowanie lepsze byłoby zatrudnienie "pewne", czyli na przykład bezterminowa umowa gwarantująca stały przepływ gotówki od podatnika do nieprzepracowującego się naukowca.

"Bez ustawowej gwarancji rzeczywistego zwiększenia nakładów finansowych na szkolnictwo wyższe, najzwyczajniej zabraknie sił, by dokonać tego skoku. Ustawa pogłębi jedynie istniejący już rozdźwięk między małymi a dużymi ośrodkami, degradując te pierwsze finansowo i społecznie"
MŻ: tradycyjnie, czyli chcemy więcej forsy. 


Nie mówię, że Ustawa jest ok, przeciwnie - wiele jej zapisów budzi mój niepokój. Ale roszczeniowość protestujących i ich oderwanie od rzeczywistości zapiera dech. W skrócie: podatnik ma płacić, by "naukowczynie i naukowcy" mogli bezstresowo (a więc bez niepokojenia ocenami, czy nieludzkimi wymogami wydajności) na bezterminowym etacie robić (bądź nie), to, co uznają za słuszne. Tylko żeby więcej forsy dali. Zero refleksji, autokrytyki, nikt nie wspomina o szóstej setce polskich uczelni, o tym, że kilkadziesiąt procent tych geniuszy nie opublikowało nic, a trzy czwarte pozostałych publikuje co najwyżej marnie i w słabych czasopismach.

Michał Żmihorski