piątek, 23 grudnia 2016

Uczelnie nie nadążają

Polecam lekturę artykułu, który ukazuje do jakich skutków może prowadzić radykalne podejście do wymagań względem naukowców:

http://natemat.pl/196945,uniwersytet-musi-zwolnic-genialnego-fizyka-nie-napisal-referatu-gdyz-ratowal-swiat-i-stworzyl-nagrodzona-apke

Radykalizm punktowy/publikacyjny ma swoje zalety: pozwala wyselekcjonować najbardziej pracowitych i efektywnych naukowców. Ale też łatwo zauważyć jego wady: system punktowy to dość prosta miara bardzo złożonej rzeczywistości, jaką jest postęp naukowy i jakość szkolnictwa wyższego. A prosta miara może prowadzić do wypaczeń, jeśli tylko to wskaźnik stanie się celem głównym zamiast tego, co powinno być mierzone. To tak jak w przypadku poradni i szpitali wykonujących zabiegi, które dają najwyższą stopę zwrotu z NFZ, zamiast koncentrować się na potrzebach zdrowotnych swoich pacjentów. Niestety w polskiej rzeczywistości, z utrwalonym po czasach PRL-u wzbudzającego w pewnych kręgach podziw i zazdrość wzorcem cwanego obywatela oszukującego państwo, taki scenariusz nie powinien dziwić. Trzeba zatem wprowadzić taki system, który będzie możliwie odporny na wypaczenia. I nie zapominać o czynniku ludzkim - reforma minister Kudryckiej została skutecznie zbuforowana nie poprzez brak dobrych rozwiązań prawnych, ale praktykę akademicką (np. fikcyjność otwartych konkursów na stanowiska na uczelni).

Wracając do artykułu: zdaniem uczelni osoby takie jak pan Ernest Grodner, nie powinny być zatrudniane jako nauczyciele akademiccy, bo są zbyt kreatywni niż przewiduje ustawa. A kto lepiej, jeśli nie takie osoby, nadaje się do kształcenia przyszłych przedsiębiorców i osób przekuwających naukę na praktykę? Dlaczego aplikacja pana Ernesta Grodnera, której stworzenie niewątpliwie wymagało inteligencji, dużej wiedzy naukowej i kreatywności, miałaby być mniej ceniona niż artykuł, który zostanie przeczytany ze zrozumieniem może przez 10 osób na świecie? Anachroniczny system szkolnictwa wyższego w Polsce coraz bardziej pogrąża się w alternatywnej rzeczywistości, którą sam tworzy. Oczywiście akademia zawsze powinna mieć do zaoferowania jakąś alternatywę wobec społecznego status quo, ale zamykanie się w - jak to porównał kiedyś Michał - "wieży z kości słoniowej" i tworzenie państwa w państwie nie jest chyba dobrą receptą na mankamenty świata niebezpiecznie wyzierającego spoza uczelniach murów. Zwłaszcza z punktu widzenia kształcenia przyszłych obywateli i pracowników (zwanych czasami w środowisku naukowym - dla poprawy samopoczucia - przyszłymi elitami).

Tomasz Włodarczyk