piątek, 24 czerwca 2016

Na czym polega patologia konkursów

Dr hab. Maciej Malicki opublikował na stronach Forum Akademickiego tekst o patologiach konkursów:

Przytoczę pierwsze zdanie, bo w nim zawierają się główne myśli autora, do których chciałbym się odnieść:
Jednym z największych problemów polskiego systemu akademickiego – obok niedofinansowania – jest sposób włączania do niego nowych uczestników.
 
W tym daniu, w mojej ocenie, są dwie błędne informacje, a całość kieruje czytelnika poszukującego odpowiedzi na pytanie o przyczyny patologii, na zupełnie niewłaściwy tor. Po kolei: 

"Jednym z największych problemów polskiego systemu akademickiego – obok niedofinansowania..."
Uważam, że polski system akademicki (rozumiany szeroko: w tym PAN i instytuty badawcze) wcale nie jest niedofinansowany, skoro - obok  działalności naukowej i dydaktycznej - potrafi całkiem spore środki wygospodarować na działalność charytatywną prowadzoną na szeroką skalę. W ramach polskiego systemu akademickiego w skali kraju utrzymywane są  dziesiątki tysięcy (mój szacunek "na oko") osób, które nie zajmują się ani nauką, ani dydaktyką, za to otrzymują co miesiąc całkiem przyzwoity zasiłek plus ogrzewane miejsce w budynku należącym do uczelni/PAN, z komputerem, dostępem do internetu, czajnika i toalety, gdzie mogą przyjść i o dowolnej porze dnia poukładać pasjansa lub sprawdzić, co nowego na facebooku, co też regularnie czynią. Moim zdaniem tak rozbudowany system opieki socjalnej organizowany przez polski system akademicki w całym kraju, świadczy o świetnej kondycji finansowej tego systemu. Kraje zachodnie na przykład, na taki system nie mogą sobie pozwolić i osoby niepracujące naukowo nie są finansowane z puli środków przeznaczonych na naukę. Żeby mówić o niedofinansowaniu nauki należałoby w pierwszej kolejności oddzielić naukę, od wspomnianej działalności charytatywnej, a dopiero później dokonać stosownych obliczeń odpowiadających na pytanie: czy środków faktycznie jest zbyt mało. Moim zdaniem wcale nie byłoby ich tak mało. Jednym z największych problemów polskiego systemu akademickiego nie jest niedofinansowanie, lecz marnowanie ogromnych środków. 

"...obok niedofinansowania – jest sposób włączania do niego nowych uczestników."
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego podobnego problemu nie ma w narodowej kadrze podnoszenia ciężarów? Przecież trener mógłby dopisać do listy zawodników swojego bratanka, który wprawdzie nie trenuje ale bardzo chce zdobyć jakiś medal, chce mieć sponsorów i stypendium sportowe. Dlaczego tak nie jest? Bo jego umiejętności zostaną bardzo szybko zweryfikowane i niezależnie od tego w jaki sposób dostał się na listę, zaraz z niej wyleci. Więc nikt nawet nie podejmuje takich prób, bo z definicji nepotyzm nie ma szans. Tymczasem profesor Malicki błędnie sugeruje, że sposób włączania jest ważny. Nie, sposób włączania jest wtórnym problemem technicznym. Jeśli na etapie konkursów mamy różne przekręty, nepotyzm, przepychanie kolesi itp., to jest to jedynie objaw choroby, a nie sama choroba. Stan chorobowy polega na utrzymywaniu na etatach ludzi, którzy latami nic nie robią - nie ma weryfikacji i ostrej oceny działalności naukowej. Gdyby taka była, to zniknąłby problem wpychania kogoś tylnymi drzwiami, bo i tak szybko wyleciałby przy najbliższej ocenie. Tymczasem wszyscy ciągle gadają o technicznej stronie przeprowadzania konkursów (jaka komisja, ile czasu, jakie ogłoszenia, w ilu językach itp) i w okół tego trwają debaty. To jest złe podejście, nic tym nie zmienimy! Jest bardzo prosty sposób na załatwienie nepotyzmu, kolesiostwa i innych przekrętów - oto projekt ustawy mojego autorstwa, wykorzystujcie do woli: wynagrodzenie jest funkcją produktywności (4 słowa!). Niech dyrektorzy, dziekani, kierownicy labów, kierownicy grantów zatrudniają kogo chcą i jak chcą. Ale jak nie mają efektów, nie dostają forsy.

W dalszej części tekstu autor pisze dużo o wytycznych (a raczej ich braku), standardach itp. Ciekawy jest też fragment: "Obywatele Nauki podnieśli problem jakości konkursów oraz zasugerowali zmiany w prawie [...] Niestety, w odpowiedzi usłyszeli, że nowe regulacje i tak będą z pewnością obchodzone [...] więc nie warto ich wprowadzać."

Tu jeszcze raz wracamy do wcześniejszego tematu. Ministerstwo ma rację; oczywiście, że nie warto ich wprowadzać (nie wiem nawet czego dotyczyły), bo na pewno będą obchodzone. Procedury nie zdołają zabezpieczyć szczelnie systemu przed jego obchodzeniem, nie w tym kraju - zapomnijmy w ogóle o tym, że regulacje prawne w postaci wytycznych albo zakazów coś zmienią na lepsze. Uważam, że sprawa konkursów wcale nie musi być regulowana, nie potrzebujemy żadnych ustawowych wytycznych i zatrudniający (kierownicy jednostek, grantów) powinni mieć dużą dowolność w wyznaczaniu kryteriów i móc podejmować subiektywną ocenę. Ale - muszą bardzo konkretnie odpowiadać za wyniki naukowe tej osoby i całej swojej grupy. Jeśli kierownik grantu wie, że za nierozliczony grant dostanie nakaz jego zwrotu lub redukcję pensji, żadne procedury mu nie będą potrzebne! Wybierze najlepszą osobę z możliwych, sam będzie ten konkurs reklamował i jeszcze osobiście zgłaszał się do ludzi potencjalnie odpowiednich na to stanowisko.

Michał Żmihorski