wtorek, 15 października 2013

Chów wsobny w polskiej nauce


W Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł prof. Jana Stanka z UJ, w którym autor próbuje diagnozować problemy nauki. Cały tekst tutaj:
http://wyborcza.pl/1,95892,14777424,Pieniadze__Wcale_nie__To_wygodnictwo_jest_problemem.html

W tekście czytamy m.in.:
"W dyskusji nad przyczynami słabości polskiej nauki ... dominuje wątek niewystarczających nakładów finansowych. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że w infrastrukturę naukową i dydaktyczną w ciągu ostatnich lat zainwestowano w Polsce już ponad 25 mld zł

a dalej:
"Uważam, że ograniczenia finansowe przestały być główną barierą rozwoju polskiej nauki; obecnie jest nią znikoma mobilność polskich naukowców."

i jeszcze:
"Rozwiązanie jest oczywiste: należy ustawowo zakazać chowu wsobnego. Widzę to następująco. Po uzyskaniu doktoratu młody człowiek powinien mieć możliwość uzyskania, również w Polsce, stażu podoktorskiego (postdoka) na trzy lata, ale jedynie poza macierzystą uczelnią."

I mój komentarz będący równocześnie zaproszeniem do dyskusji:
1. O ile zgadzam się z diagnozą, że brak kasy nie jest kluczowym problemem (tylko jej dystrybucja), o tyle wnioskowanie o ustawowym zakazie kontynuowania pracy w macierzystej jednostce, przy zarobkach adiunkta rzędu 2000zł na rękę, jest śmieszne. 

2. Nie bardzo dostrzegam ten ścisły związek między mobilnością a innowacyjnością. Jasne jest, że poznanie zasad funkcjonowania, tematyki badawczej i ludzi z innej jednostki niesie same plusy. Są osoby, które będą się bardzo rozwijały na/po post-doku, inni nie mogą/nie lubią zmieniać miejsca pobytu, część nie ma takiej możliwości z różnych względów. Ale my cały czas zabieramy się do problemu od końca i próbujemy stworzyć model systemu nauki, który będzie ustawowo (!) prowadził każdego do wybitnych osiągnięć. To tak, jakby tworzyć ustawę, obowiązującą restauratorów, która będzie regulować sposób gotowania, żeby jedzenie było smaczne. Tymczasem mam wrażenie, że rozwiązanie jest zupełnie inne i dużo prostsze: dajmy pieniądze tym, którzy naukę robią. Koniec ustawy. Już oni sami zdecydują, czy zmienić jedostkę, a jeśli tak, to czy na miesiąc, rok czy na stałe. Pisanie o ustawowych regulacjach jest bez sensu, bo jeśli mobilność sprzyja twórczości naukowej, to ludzie sami będą jeździć, bez ustawy. Jeśli już piszemy ustawę o mobilności, to wpiszmy tam nakaz czytania literatury naukowej, bo bez ustawy naukowcy mogą nie wiedzieć, że warto...

3. Jeszcze jeden problem - czy promotorowi opłaca się inwestować czas w doktoranta, jeśli ustawowo ten człowiek będzie potem pracował dla konkurencyjnego zespołu?? Dochodzimy troszkę do paradoksalnych sytuacji wymuszając mobilność za wszelką cenę...

Na zakończenie: prof Stanek habilitację zrobił w 1990 na UJ, gdzie pracuje obecnie, na Scopusie jedyna osoba o takim nazwisku z UJ ma dwie publikacje, ale może źle szukam. Niestety trudno się nie zgodzić z komentarzem na forum GW podsumowującym list profesora:
"profesor siedzący całe życie na UJ doradza, by młodzi naukowcy nie siedzieli na miejscu. To tzw. wujek dobra rada:)"


michał żmihorski